Kop to sama przyjemność
- Szczegóły
- Opublikowano: czwartek, 03, marzec 2016 09:32
Fot. Gazeta Kościańska
Grają, bo lubią. Dzięki temu odpoczywają, resetują głowy, zapominają o kłopotach, miło spędzają czas i spotykają znajomych. Dla niektórych kop to kultywowanie tradycji, porównywalnej z tańcem ludowym, przyśpiewkami, czy muzyką. Kartom podporządkowują prywatne życie. O kim mowa? Oczywiście o miłośnikach kopa
Kop to niezwykle popularna gra karciana w całej Wielkopolsce. Na Śląsku zwą ją baśką, a na Kaszubach – kaszebe baszka. Nikt nie pamięta skąd się wzięła i kiedy zaczęto w nią grać. Jej zasady przekazywane są z ust do ust, z pokolenia na pokolenie. Od kilku już lat kop przeżywa swój renesans. Kiedyś o kopie mówiło się gra wagonowa. W latach 70. i 80. XX wieku namiętnie grywano w kopa w pociągach. Graczy można było wówczas spotkać codziennie na trasie Kościan – Poznań, czy Kościan – Leszno. Grali robotnicy dojeżdżający do Cegielskiego, urzędnicy, nauczyciele, uczniowie. Za karciany stolik często służyła im odwrócona torba. Grali dla zabicia czasu i by podróż zleciała szybciej.
- Zacząłem grać w kopa, gdy dojeżdżałem pociągiem do szkoły. Obserwowałem jak starsi koledzy grali i tak nauczyłem się zasad. Spodobało mi się i wciągnąłem się. Graliśmy na pieniądze - wspomina pan Adam, który od samego początku grywa w kościańskich turniejach Grand Prix, organizowanych już od 10 lat. W inauguracyjnym roku zajął drugie miejsce. - Na pierwsze turnieje jeździliśmy do Teodozewa, a dziś właśnie w Kościanie mamy największą frekwencję. Gracze przyjeżdżają z Borku, Szamotuł, Poznania, Leszna.
- Gram w kopa już ponad pięćdziesiąt lat. Zaczęło się, gdy miałem 8, 9 lat. Gdy ojciec grywał w karty, zawsze siedziałem koło niego, obserwowałem, układałem w kupki pieniądze i płaciłem, a czasem wskakiwałem na zastępstwo na jedną czy dwie bitki. Potem grywałem w pociągu, gdy dojeżdżałem do szkoły do Poznania. Graliśmy nawet na stojąco - potwierdza pan Stefan z Kościana, który regularnie uczestniczy w turniejach karcianych. Zdobył już 72 puchary, w parze z kolegą Jasiem wywalczyli tytuł mistrzów Polski, a w 2013 r. indywidualnie zdobył tytuł wicemistrza Polski. Był też mistrzem Kościana, Śmigla i powiatu kościańskiego. - Ta gra wciąga i jest odskocznią od codziennego życia. Przy okazji można spotkać znajomych i pogadać, ale gdy zaczynamy grać, to kończymy dyskusje.
Sezon na kopa zaczyna się jesienią i trwa przez całą zimę, do wiosny, choć i latem organizowane są turnieje. Miłośnicy kopa założyli Kościańskie Stowarzyszenie Kopa Sportowego, którego celem jest krzewienie różnych form kultury fizycznej wśród dzieci, młodzieży i dorosłych, kształtowanie pozytywnych cech charakteru i osobowości, integrowanie środowiska, wychowywanie dzieci i młodzieży przez kulturę fizyczną i sport oraz kultywowanie tradycji gry w kopa. Jego prezesem jest Grzegorz Ratajczak.
- W kopa gram od samej młodości. Graliśmy z kolegami w pociągu, jeżdżąc do szkoły do Poznania. Kłóciliśmy się nawet o dziesięć groszy. Dwa pierwsze wagony były szkolne i tam nie wolno było grać, więc często konduktor nas gonił. Kiedyś między Oborzyskami a Kościanem wyrzucił nam karty przez okno. Następnego dnia wracając wysiedliśmy w Oborzyskach, by je pozbierać. Wciąż leżały na śniegu, a do Kościana wróciliśmy pieszo - przypomina przygodę sprzed lat Eugeniusz Bednarek z Kościana, członek założyciel Kościańskiego Stowarzyszenia Kopa Sportowego, który w turniejach gra od 5 lat. - Kiedy jeszcze mieszkałem w Oborzyskach, to zimą, gdy rolnicy nie mieli dużo zajęć, a telewizorów jeszcze nie było, to graliśmy w kopa. Gram dla przyjemności. Żona nie ma nic przeciwko. Zawsze sprawdza przed wyjazdem czy mam wszystko od okularów, po chusteczki i insulinę.
Od 10 lat w Kościanie organizowany jest turniej Grand Prix w kopa sportowego. Jego jubileuszowa edycja właśnie dobiega końca, a do rozegrania pozostał tylko jeden turniej. W GP 2015/2016 sklasyfikowanych jest 220 karciarzy, w tym 9 pań. Panowie wskazują, że kobiety grają w kopa nawet lepiej niż mężczyźni, bo są bardziej skupione. Za to panie są zgodne, że mężczyźni nie doceniają ich umiejętności. Barbara Skórzewska z Kobylnik w kopa gra od 9 roku życia. Nauczyła się od ojca. Cała jej rodzina to zapaleni karciarze. W kopa gra jej mąż, a także syn. W turniejach grywa od ponad 20 lat. Zdobyła już 50 pucharów, mnóstwo medali i dyplomów. To ona przecierała szlaki, będąc pierwszą rywalizującą w lokalnych turniejach kobietą i to za jej namową, z każdym rokiem, do gry dołącza coraz więcej pań.
- Gdy panowie grali w karty, bez przerwy im zaglądałam przez ramię. I tak przez patrzenia nauczyłam się grać. Kop to męska gra. Kiedy tata, wychodził, zastępowałam go przy stole i tak gram do dziś - wspomina pani Barbara, zapewniając, że gra we wszystkie karciane gry od makao, przez skata, po tysiąca, tylko z wyłączeniem brydża. - Granie w kopa to sama przyjemność. Relaksuję się przy tym, spotykam znajomych, pogadam. Mam mnóstwo nagród, w tym za tytuł mistrzyni Polski. I niejednego mistrza już ograłam.
- Mnie zasad nauczyła dopiero córka. Wcześniej mąż tłumaczył mi kopa, ale jakoś nie mogłam zrozumieć o co chodzi. Dziś jeździmy razem na turnieje, ale trudno się gra, gdy wylosujemy ten sam stolik - przyznaje Ewa Stachowiak z Nowego Belęcina, która gra w kopa od niedawna. - W domu też zdarza się nam grać, szczególnie gdy wyłączą prąd. Nie ma telewizji i internetu, więc trzeba znaleźć jakąś rozrywkę.
Kościaniacy wyjeżdżają w weekendy na turnieje organizowane w całej Wielkopolsce. Najbardziej zapaleni karciarze w roku robią sobie tylko wakacyjną przerwę od kopa. Jak zapewniają, przesytu nie czują. Wielu graczy przyjeżdża godzinę przed turniejem, by siąść przy stoliku i rozegrać tzw. partię rozgrzewkową. Grają wtedy na pieniądze. Przerwy także poświęcają na grę.
- Można się spotkać, porozmawiać nie tylko o kopie, a przy okazji wygrać puchar lub nagrodę rzeczową. To naprawdę przyjemność - przekonuje pan Jan z Kościana, który po raz pierwszy w kopa zagrał w 1957 r. Zasady poznał jako chłopiec dzięki ojcu, ale grać zaczął dzięki sąsiadom. Jak zapewnia, gdy tylko ma czas, chętnie uczestniczy w karcianych turniejach. - Patentu na wygranie nie ma. Wiele zależy od kart, umiejętności, które trzeba dobrze wykorzystać, no i partnera. Reszta to sprawa szczęścia.
W kopa grać może każdy. Nie ma znaczenia wiek, wykształcenie, płeć. Gros graczy jest w tzw. średnim wieku. W turniejach grają małżeństwa, matki lub ojcowie z dziećmi. I każdy ma szansę na wygraną. Jak to w kartach, wystarczy mieć trochę szczęścia.
- Szczęście jest najważniejsze, jak w miłości - potwierdzają zgodnie pan Adam i pan Jerzy. - Można grać bardzo dobrze, ale jeśli karta nie idzie, to koniec. Można mieć słabe karty, a mimo to wygrywać. Przydaje się umiejętność logicznego myślenia, liczenia, dobra pamięć i wyczucie momentu. Czasem wariackie zagranie przynosi efekt. Karty są nieprzewidywalne. Nie ma reguły, wszystko zależy od łutu szczęścia.
- 70 procent to szczęście, a pozostałe 30 procent umiejętności - szacuje Eugeniusz Bednarek z Kościana, który pełni funkcję przewodniczącego rady nadzorczej w kościańskim Stowarzyszeniu. - Trzeba umieć wykorzystać kartę, czasem trzeba zaryzykować, ale trzeba wiedzieć kiedy. Jak idzie, to można nawet zagrać słabą kartą, bo się wygra. W turnieju w Krzyżanowie na dwadzieścia możliwych dużych punktów miałem dziewiętnaście i 117 małych punktów, a mimo to nie wygrałem, bo ktoś miał więcej małych punktów.
- Główka pracuje przez cały czas. Trzeba umieć kalkulować i mieć intuicję, by przewidzieć co przeciwnik może zrobić - przekonuje pan Stefan, a pan Jan dodaje: - Trzeba obserwować graczy i wyczuć czy gra się z partnerem, czy gra toczy się dwa na dwa, czy trzy na jednego. Kop to wspaniała gra.
Grało się kiedyś w banie, oj grało! Dobra rozrywka. Grałem w kopa za młodu. Jak byłem dzieckiem, to do domu przychodzili sąsiedzi. I z moim ojcem i dziadkiem grali do rana. Później ja zacząłem grać. Starzy gracze z ul. Piaskowej i Kątnej niestety poumierali. Teraz już nie gram. Ale te odzywki bardzo dobrze pamiętam: kontra, re kontra, bok, słup, wesele na żąłędnej, zollo, zollo du, stare damy, młode damy. Grało się as- dycha lub as - trzy dychy. Przy okazji wypalało się mnóstwo fajek. Było też co nieco na ząb. Ach! to były czasy. Łezka się w oku kręci…
- Patentu na wygraną nie ma. Trzeba mieć farta. Zależy jak karta idzie, bo można umieć najlepiej grać, a bez dobrych kart się nie wygra - potwierdza pani Barbara, dodając, że myśleć też trzeba. - Kart jest mało, więc trzeba uważnie obserwować, by przewidzieć jakie rywale mają karty. Czasem mi się udaje. Bez dobrze grającego partnera też ciężko wygrać.
KARINA JANKOWSKA
Gazeta Kościańska 6/2016
http://www.koscian.net/Kop_to_sama_przyjemnosc,27425.html